Historia

Timka

Mały wojownik. Nawet z urody przypomina trochę  lwa.  Kiedy pierwszy raz mieliśmy lekcje pomyślałąm że jest spore podobienstwo między Timką a Siewą. Niezintegrowana litera C. Głowa odchylona do tyłu i kręgosłup wygięty na kształt literki C. Pozycja właściwa noworodkom. Widziałam jak Timka, podobnie jak wcześniej Siewa probuje przez uniesienie i przesunięcie miednicy przesunąć głowę, co tym bardziej ją blokowało. Przy każdej kolejnej próbie zwiększa się spastyka, narasta szczękościsk i zwiększa się  ilość mimowolnych ruchów ciała, a  obraz siebie samego, wiara we własną sprawczość malały. .

  • 1 /
  • 2 /

To wszystko sprawiało, że Timka nieustannie żalił się. Zawodzenie, kwilenie towarzyszyło mu praktycznie cały czas.  Kiedy wspólnie z Timką pisaliśmy lekcje dla niego – korzystaliśmy oboje z lekcji stworzonych przez Siewę. W jakiś sposób Siewa stał się pośrednio nauczycielem Timki.  Pamietałam jak Siewa uczył mnie anatomii funkcjonalnej swojego ciała, razem odkrywaliśmy co  jest dla niego możliwe, a co nie, co przynosi ulgę i rozlużnienie, a co wywołuje hiperkinezę.  Może wtedy pierwszy raz pomyślałam, żeby stworzyć sytuację w której dzieci   uczyłyby  inne dzieci. Dzieliły się  swoim doświadczeniem. I żeby to nie było ograniczone do miejsca i czasu. Ale wtedy mogłam tylko o tym marzyć.  Timka szybko się uczył.

Kiedy blokowała mu się głowa, sam próbował wkładać palec do ust i ruchem języka odblokować sobie głowę. Czasami się udawało, a czasami kończyło się szczękościskiem. Raz nie zdążył w porę wyjąć palca i trochę sobie go nadgryzł. Szczęśliwie obok był Tata.   Z lekcji na lekcję było coraz więcej spokoju w nim. Coraz więcej chwil kiedy nie musiał się mocować z ciałem tylko mógł  się nim cieszyć …mógł je kontemplować . Rozpoznawać zależności ruchowe, rozpoznawać emocje które się pojawiały kiedy bawił się ruchem.. uczył się jak to jest być Timką. Na tym właśne polega rozwój. Tak wszystkie dzieci uczą się siebie. Jeśli nie muszą tego czasu poświęcać na ruchy mimowolne i walkę ze spastyką.  Ale żalenie się nad sobą i kwilenie nie ustępowalo. Musiało mu pomagać, bo inaczej nie tracił by na nie energii. Za mądry jest na to. To zmieniło się dopiero po lekcjach z Alanem.  Timka  i Alan mieli kilka lekcji – razem szukali ruchu, który jest dobry dla Timki.  To były bardzo monochromatyczne, proste lekcje. Jeden ruch konsekwentnie, coraz bardziej pogłębiany. Z absolutnym podporządkowaniem jego zakresu i tempa gotowości do Timki. Z pełnym zasłuchaniem w jego potrzeby. W trakcie tych lekcji Timka zamilkł. Może nie chciał kwileniem rozpraszać swojej uważności…żeby nie uronić nic z nowej wiedzy którą zdobywał o sobie. Dlaczego zamilkł i już do tego nie powróćił – to wie tylko Timka. Może nam kiedyś o tym opowie.   Teraz Timka mozolnie próbuje przekuć kwilenie w mowę. robi to z wlaściwym
sobie wdziękiem.

Alan o Timce:

Alan Questel

Przyjechałem do Polski, aby uczyć dzieci z trudnościami rozwojowymi i ich rodziców w ramach warsztatów metody Feldenkraisa. Plan polegał na pracy z dwójką dzieci, z których każde pojawiało się kilka razy na warsztatach, w ramach demonstracji, w jaki sposób można zastosować tę metodę. Chciałem spotkać się z obojgiem dzieci przed warsztatem.

Spotkałem Tamerlan, kochane dziecko, które było w stanie, którego się spodziewałem. I wtedy spotkałem się z Timką, którу płakał, nie, bardziej krzyczał przez cały czas, który z nim spędziłem. Powiedziano mi, że tak właśnie robi zazwyczaj.

Po raz pierwszy, gdy Timka został przywieziony na warsztat, był w trakcie snu. Nieco mi ulżyło. Miał częściową hemiplegię i spędziłem większość czasu próbując połączyć jego usta z jego dłonią, mając nadzieję, że to doprowadziłoby do częstszego korzystania z jego ręki i ramienia, gdyż obie te części biorą kolosalny udział w pracy ośrodków czuciowych i motorycznych kory mózgowej. Timka spał przez całą lekcję i chociaż spał, czuł mnie i był mocno wyczulony na to, co robiłem. Powiedziano mi, że wówczas spał dłużej, niż zwykle.

Kiedy go przywieziono na drugą lekcję (w metodzie Feldenkraisa sesje nazywane są lekcjami, ponieważ całość proces opiera się na uczeniu się bardziej, niż na diagnostyce) był całkowicie rozbudzony … i krzyczał. Początkowo był w ramionach matki, gdy badałem go dotykając. Ale wydawało się, że nie robi to wielkiej różnicy, więc równie dobrze mogłem trzymać go w ramionach sam i zacząłem wspierać jego ruchy rozciągające. Cały czas płakał / krzyczał. Trwało to dość długo, aż w końcu mogłem go objąć naprawdę blisko. W tym momencie, gdy on wciąż poruszał się według własnych wzorów ruchowych, po prostu trzymałem go i słuchałem jego oddechu, dopasowywałem go do mojego oddychania, z zamiarem uciszenia jego oddechu, co jak zakładałem, miało wpłynąć na jego ruchy.

Szczerze mówiąc, zastanawiałem się, co mogło myśleć 45 osób, które to oglądało i jak znosili jego krzyki przez tak długi czas. Miałem coś do zrobienia … po prostu patrzyli i czekali. I w końcu, może w 40-45 minucie lekcji przestał krzyczeć. Nadal był na krawędzi i musiałem naprawdę pracować z moim oddechem. Wracaliśmy tam i z powrotem przez jakiś czas. W końcu mogłem utrzymać go w pozycji siedzącej, przenosząc powoli jego dłoń na podłogę. Chciałem dać mu poczucie, jak może wesprzeć się na poczuciu własnego szkieletu. Delikatnie badałem to obiema jego rękami i w przeważającej części tej pracy chłopiec był cichy. A potem nadszedł czas, aby przestać.

Kiedy oddałem go matce i rozejrzałem się po sali szukając odpowiedzi, pojąłem w jak głęboki stan wszedłem, aby być z nim tak bardzo. Wstępnie mówiąc, głębokie doświadczenie sensoryczne utrudniło mi odnalezienie słów, by to opisać. Ku mojemu zaskoczeniu ludzie byli całkowicie zaangażowani w to, co się działo. Oglądanie Lekcji Feldenkraisa często nie jest najbardziej urzekającą rzeczą, jakiej można pragnąć. To wymaga dużo cierpliwości … dużo!

Kilka tygodni po tych lekcjach Ewa (która wykonuje cudowną pracę z dziećmi i która mnie tam przywiozła), powiedziała mi, że mówią teraz, że istnieje Timka jako Timka przed Alanem i Timką po Alanie. Nie rozumiałem tego rozróżnienia i poprosiłem ją o wyjaśnienie mi tego. Powiedziano mi, że Timka przeobraził się, śmiał się, zauważał ludzi, stał się zupełnie inną osobą.

Szczerze mówiąc byłemz askoczony. Myślałem, że to dziecko potrzebuje wielu, wielu lekcji. I oczywiście wszyscy chcieli wiedzieć co zrobiłeś? A mnie zabrakło odpowiedzi. Mógłbym opisać co zrobiłem. Ale nie miałem pojęcia, że to będzie rezultatywne. I to co zrobiłem, będąc czymś, co mogłem zrobić z wieloma dziećmi, nie jest wyznacznikiem tego, co dało efekt w czasie lekcji.

Metoda Feldenkraisa jest podejściem, a nie techniką. Podejściem, w którym pracujemy z osobą. To, co działa z jednym dzieckiem, może nie działać z innym. Jest to ścieżka wzajemnego odkrywania, która jest w większości przypadków określana przez dziecko i jego reakcje.

Kiedy wracam do drugiej lekcji z Timką, widzę, że tym, co najbardziej ją wyróżniało, była moja cierpliwość bez intencji doprowadzenia go do czegokolwiek konkretnego. Rodzaj bycia z nim. A potem razem coś z tego wydobyliśmy.

To, co zrobiłem, nie było magią. Przez cały czas miałem intencję odnalezienia tego, co było na podówczas możliwe. Trening w Metodzie Feldenkraisa to dużo niewiedzy i nauki tolerowania tego, z zachowaniem intencji głęboko w tle pracy. Jest to coś, czego można się nauczyć i ćwiczyć.

Timka zareagował i nadal reaguje i rozwija się. Jak gdyby jakiś przełącznik go włączył, dostarczając jego układowi nerwowemu dość informacji, by ten mógł dalej pójść tą drogą sam. To coś, co jest możliwe i dostępne dla wszystkich!

Poprzednia

Następna

Powrót
do góry